12 czerwca Tadeusz Mazowiecki odebrał doktorat honoris causa Uniwersytetu
Warszawskiego
Tytuł obroniony całym życiem
Andrzej Brzeziecki
Choć Tadeuszowi Mazowieckiemu nie dane było przed półwieczem ukończyć studiów na
Wydziale Prawa UW, powrócił tam, witany z największymi honorami i w obecności najważniejszych
osób w państwie, jako doktor honoris causa. Nieukończenie studiów to niepowodzenie,
ale finał przygody ze studiami prawniczymi symbolizuje całe publiczne życie pierwszego
premiera III Rzeczypospolitej.
 |
 Tadeusz Mazowiecki w redakcji "TP" |
|
Wiele razy Mazowieckiemu dane było odczuć smak niepowodzeń. Choćby wtedy, gdy jako młody
członek PAX zrozumiał, że organizacja ta nie działała zgodnie z wartościami, w imię
których została ponoć powołana. Lub, gdy jako poseł Znaku, próbował, wraz innymi
posłami tego koła, wywalczyć odrobinę swobody dla społeczeństwa i próby te nie mogły
w realiach PRL przynieść żadnych skutków. Czy później, gdy 16 miesięcy pierwszej
"Solidarności", mimo jego zabiegów, by z władzą rozmawiać "mądrzej",
zakończyło się stanem wojennym i internowaniem 10 tys. osób (w tym samego
Mazowieckiego). Ale ból tych porażek osłabiać mogła świadomość ich nieuchronności.
Bardziej dotkliwe musiały być dla Mazowieckiego niepowodzenia doznane już w świecie
demokratycznym. W 1990 r. podczas wyborów prezydenckich społeczeństwo wolało zaufać
enigmatycznemu kandydatowi z Peru. Z kolei w trakcie bałkańskiej misji Mazowieckiego
jako specjalnego wysłannika Narodów Zjednoczonych w latach 1992-1995 zachodnie elity
polityczne, mając usta pełne frazesów o prawach człowieka, ignorowały jego raporty
dotyczące ich łamania na terenach b. Jugosławii. W efekcie podał się do dymisji. Był
to wielki gest, który paradoksalnie pomógł prześladowanej na Bałkanach ludności, ale
też był przecież dowodem klęski - choćby instytucji, którą Mazowiecki reprezentował.
Wreszcie partia, którą stworzył i która winna być jego naturalnym środowiskiem i środkiem
do realizacji celów, w ostatnich latach coraz mniej zważała na rady swego szefa, a
potem została odrzucona przez Polaków i w końcu stała się tak Mazowieckiemu odległa,
że ją opuścił.
Tadeusz Mazowiecki nigdy nie obrażał się za porównywanie go do żółwia. Bo żółw,
obok niespiesznego charakteru, ma też mocną skorupę. Mazowiecki zaś, obok zwyczaju
niespiesznego podejmowania decyzji, ma twardy, niczym pancerz, charakter. Owszem trwa
trochę, nim Premier zdecyduje się, w jakim kierunku podążać, ale gdy już podejmie
decyzję, to, po pierwsze: raczej się nie myli, po drugie: jest niesłychanie
konsekwentny.
Porażki, których doznawał Mazowiecki niejednego polityka dawno wyeliminowałyby z życia
publicznego. Ale Mazowiecki nie jest zwykłym politykiem. Jest mężem stanu. Dlatego,
mimo pozornych przegranych, Mazowiecki nie poddawał się. W efekcie każde działanie
Mazowieckiego przynosiło efekty. Komunizm jednak upadł. Na Bałkanach idee praw człowieka
padają na coraz podatniejszy grunt, a ludzie nie zapominają, komu to zawdzięczają i,
jak podczas uroczystości w auli Auditorium Maximum UW mówił prezydent Aleksander Kwaśniewski,
chcą imieniem świeżo upieczonego doktora honoris causa UW nazwać jedną z ulic
Sarajewa. Wreszcie wartości i program, wokół których skupiała się Unia Wolności
(wcześniej Demokratyczna), wtedy nie dla wszystkich tak oczywiste, dziś akceptowane są
przez najważniejszych w kraju polityków. A co najważniejsze: kierunek rozwoju kraju, który
wyznaczył pierwszy suwerenny po wojnie rząd, został utrzymany i potwierdzony przez
Polaków w niedawnym unijnym referendum. Nikt w Polsce nie ma prawa do większej
satysfakcji z wyniku referendum niż Mazowiecki. Wreszcie, zapewne głębiej rozumiejąc
istotę i ducha prawa niż niejeden zawodowy prawnik, w swej działalności parlamentarnej
Mazowiecki przez lata korzystnie wpływał na procesy legislacyjne, czego najlepszym przykładem
jest Konstytucja RP.
Dlatego ci, którzy z goryczą przyjmowali porażki Mazowieckiego jak własne, mogą być
spokojni, że tak jak senat Uniwersytetu Warszawskiego postanowił jego niedoszłemu
absolwentowi przyznać tytuł doktora honoris causa, tak Polacy niedoszłemu prezydentowi
będą z wdzięczności stawiać pomniki i jego imieniem nazywać ulice. Ale tego akurat,
w przeciwieństwie do jeszcze wielu doktoratów, życzmy Panu Premierowi jak najpóźniej!
|