Nagroda Muzyczna Polskiego Radia dla Henryka Mikołaja Góreckiego
Podsłuchiwanie natury
Z Tomasz Cyz
Henryk Mikołaj Górecki nie lubi tłumów ani splendoru. Bardzo rzadko pojawia się
publicznie, nie udziela wywiadów, nie zabiera głosu w toczących się dyskusjach czy
sporach. No, może z wyjątkiem podpisania otwartego listu-protestu po felietonie Andrzeja
Chłopeckiego o Pendereckim.
Pamiętam spotkanie z kompozytorem w krakowskiej PWST przed trzema laty. Górecki zgodził
się na nie, by dowiedzieć się czegoś od studentów, młodych ludzi teatru. Chciał, żeby
to oni opowiedzieli mu o świecie, który go fascynował i fascynuje, a z którym nie miał
zbyt częstego kontaktu (napisał jedynie muzykę do spektakli Jerzego Jarockiego -
"Wieży samotności" Roberta Ardreya i "Papierowej laleczki" Artura
Millera z 1959 i 1960 roku). Pamiętam też wakacje spędzane przed prawie dziesięciu
laty w podzakopiańskim Zębie. Kiedy wracaliśmy popołudniami z górskich wypraw, mijaliśmy
dom i ogród kompozytora, w którym ten ciągle coś porządkował i pielił, czegoś doglądał.
Sam na sam z przyrodą, roślinnością i naturą.
Górska izolacja
6 grudnia kompozytor skończy siedemdziesiąt lat. Wtedy też w Katowicach planowany jest
koncertowy "maraton": przez cały dzień będziemy mogli słuchać muzyki
Jubilata. "Górecki kryje się w cieniu, przywiązany do swej splendid
isolation" - pisała niedawno na łamach "Polityki" (w artykule o "Ich
trzech", czyli Góreckim, Kilarze i Pendereckim) Dorota Szwarcman.
Ale Górecki nie przestaje pisać. 23 października ubiegłego roku w madryckiej sali
Auditorio Nacional, podczas koncertu galowego - centralnego punktu obchodzonego w
Hiszpanii Roku Polskiego - odbyło się światowe prawykonanie "Quasi una
fantasia" na wielką orkiestrę smyczkową. Dzieło, napisane specjalnie na tę okazję,
wykonała Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia z Katowic pod dyrekcją Gabriela
Chmury (w drugiej części zabrzmiała najsłynniejsza kompozycja Góreckiego -
"Symfonia pieśni żałosnych"). W 2000 roku powstała "Kantata o Św.
Wojciechu", wykonana 21 czerwca 2000 roku w Hanowerze podczas EXPO, oraz "Pieśń
Pochwalna. Lobgesang", napisana na odbywające się w Moguncji uroczystości
Gutenbergowskie. A w listopadzie i grudniu 1999 roku - "Pieśni kurpiowskie", których
prawykonanie odbyło się teraz, 30 marca 2003 r., podczas koncertu w Warszawie.
Marcowe spotkanie w radiowym Studiu S1 miało jeszcze dwa inne powody. Pierwszym była
inauguracja jubileuszowego roku kompozytora; drugim - wręczenie mu Nagrody Muzycznej
Polskiego Radia. Nagroda przyznawana jest od 1995 roku, jej dotychczasowymi laureatami
byli: Wielka Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia, Jan Krenz (1996), Andrzej Hiolski
(1999) oraz Michał Bristiger (2001). Góreckiego wyróżniono za "wybitne osiągnięcia
o szczególnym znaczeniu dla polskiego życia muzycznego w zakresie twórczości,
wykonawstwa i inicjatyw kulturotwórczych związanych z działalnością Polskiego
Radia".
Pieśni kurpiowskie
Grzegorz Michalski w programie koncertu przypomniał sformułowaną przez zagraniczną
krytykę opinię, wedle której Henryk Mikołaj Górecki jest najbardziej polskim ze
wszystkich żyjących kompozytorów współczesnych. "Związek ze specyficzną polską
tradycją muzyczną - pisze dalej Michalski - choć czytelny, nie jest oczywisty. Na
pierwszy plan wysuwają się: silny emocjonalizm, często związany z kontemplacją treści
religijnych, koncentracja środków świadomie selekcjonowanych, niekiedy wręcz
redukowanych do minimum, czytelna, zdyscyplinowana forma, szeroki epicki gest (...). Obraz
ten byłby jednak bardzo niepełny bez przywołania obecnego nieprzerwanie zainteresowania
artysty polską sztuką ludową i twórczością pieśniarską".
W 1979 roku Górecki napisał cykl "Szeroka woda" na chór mieszany a capella, w
1981 roku "Wieczór ciemny się uniża" oraz "Wisło moja, Wisło
szara" - wszystkie do tekstów i melodii tradycyjnych zaczerpniętych ze zbiorów
Jadwigi Gorzechowskiej i Marii Kaczurbiny ("Szeroka woda" oraz "Jak to
dawniej na Kurpiach bywało"). W 1984 roku powstały natomiast "Ach, mój wianku
lawendowy" oraz "Idzie chmura, pada deszcz", do tekstów i melodii ze zbiorów
Oskara Kolberga. Podobno dziesięć lat temu Górecki zwrócił się z prośbą o udostępnienie
mu z radiowych archiwów nagrań ludowej śpiewaczki z Kurpiów, Walerii Żarnochowej, które
usłyszał kiedyś w "Dwójce".
Nie jedyne to opracowania melodii kurpiowskich w polskiej muzyce XX wieku. Pierwszy był
Karol Szymanowski ze wspaniałym cyklem sześciu chóralnych "Pieśni
kurpiowskich" (1928-31), również wykonanych podczas warszawskiego koncertu. Następne
były pieśni Romana Maciejewskiego (1932) - niezwykle barwne i bogate, z rozbudowanymi
elementami onomatopeicznymi i harmonicznymi; dalej Kazimierz Sikorski (1947), Romuald
Twardowski (1980) oraz Stanisław Moryto (1997). Twardowski buduje nastrój jakby ciemnej
mgielnej nocy; Moryto natomiast, wykorzystując jedynie żeńskie głosy, tworzy niesłychanie
delikatną przestrzeń, kusząc dziwną harmonią (przecinaną chwilami kąśliwymi
dysonansami) i świetlistą barwą wysokich głosów.
Puszcza i góry
Cykl Góreckiego "Hej, z góry, z góry! kóniku bóry" (Pięć pieśni
kurpiowskich na chór mieszany a capella) przede wszystkim wzrusza prostotą. Przy
pierwszym spotkaniu wydaje się, jakby kompozytor wrócił znów z wyżyn muzycznego
Parnasu (choćby "Scontri", "Refren", "Koncert klawesynowy",
kwartety smyczkowe) do szkolnych niemal wprawek - pisanych konsonansowymi współbrzmieniami,
nieruchomych jak tafla górskiego jeziora (może prócz ostatniej, niepokojącej "Wysła
burzycka, bandzie dysc"). Ta muzyka prowadzi się sama, płynnie niemal, w szerokim
planie i subtelnych niuansach dynamicznych. Jej oddech jest głęboki, miarowy i czysty.
Wydaje się też, jakby puszczański krajobraz Kurpiów otoczył Górecki przestrzenią gór.
Dlaczego kompozytor z tak bogatego przecież świata dźwięków, współbrzmień i
harmonii wybiera tak niewiele elementów - najprostszych, pierwotnych niemal? Sztuka
polega czasem na redukcji i oczyszczaniu pola ze składników zbędnych. Pozostaje tylko
to, co najważniejsze. Trudno nie wierzyć Henrykowi Mikołajowi Góreckiemu, że właśnie
te - wybrane - elementy są dla niego najistotniejsze; w jego muzycznej wypowiedzi wyczuwa
się bowiem niesłychaną szczerość. Nie wiem, czy do "Pieśni kurpiowskich"
jeszcze wrócę, ale te kilkanaście minut muzyki, także dzięki Chórowi Polskiego
Radia, sprawiło mi niekłamaną przyjemność.

Muzyka ludowa to "żywego natchnienia wiecznie bijące źródełko" (Karol
Szymanowski); źródło, które zdaje się jeszcze tryskać inną wodą niż ta
"brathangolcowa".
Podczas bisu kompozytor wspólnie z dyrygentem Włodzimierzem Siedlikiem poprowadził jedną
z pieśni (barwną "Z Torunia ja parobecek"). Dreptał w miejscu, trochę jakby
zdziwiony; zwykle zdaje się podsłuchiwać przyrodę ("studiując muzykę Góreckiego
możemy spodziewać się spotkania z wyrażoną dźwiękami naturą" - pisze
Michalski), tutaj wsłuchiwał się w ludzkie artystyczne twory. Wsiadając do metra pomyślałem,
że wracam z innego świata - ulotnego, niemal nieistniejącego. Ulice Warszawy (a dalej
Berlina, Madrytu, Nowego Jorku czy Tokio) wymierzają odmienny puls, ale w podhalańskim Zębie
czas płynie właśnie tak - wolno, spokojnie, bezpiecznie. Nie dajmy się zwariować...
Karol Szymanowski "Sześć pieśni kurpiowskich"; HENRYK MIKOŁAJ GÓRECKI
"SZEROKA WODA" op. 39, "WISŁO MOJA, WISŁO SZARA" op. 46, "PIEŚNI
KURPIOWSKIE" op. 75 (prawykonanie). Chór Polskiego Radia, Włodzimierz Siedlik
(dyrygent). Sala Koncertowa Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego w Warszawie, 30 marca
2003.
|